Tamara Hebes – Błąd paralaksy

Dessous

Jest taka czerwień, której można dotknąć.
Wybija się spod warstwy soczystego nieba,
a potem okazuje się, że to odwrotna strona
światła. Jego brak sprowadza głęboki sen,
niespokojny. Za każdym razem taki sam,
bo ogień spala krew, która raptem stężała.

Jest taka czerwień mistyczna, kołysząca się
jak maki wbite między źdźbła dojrzałego zboża.
Ona wymusza prośbę, ale usta są suche, bezradnie
nieruchome. Tylko oczy błagają czernią źrenic.
A czerwień nie ustępuje. Wcina się w twarde mięso
zmysłu i zaczyna się podróż przez mosty zwodzone.

Jest taka czerwień nabrzmiała delikatnością,
wypchana ciepłem, które tylko wzmaga pragnienie.
Każda ucieczka zawsze kończy się powrotem do miejsca,
gdzie dreszcz porusza niewidzialnym płomieniem.
Jeszcze ta przestrzeń oddychająca rytmicznie i
ruchliwość wciągająca w siebie drobiny czasu.

Jest taka czerwień, dla której pamięć
otwiera się na oścież, a pory roku nie niosą
ze sobą żadnych zmian. Dla niej chciałoby się
być podobnym do gąbki i chłonąć, chłonąć
ten nektar ściekający jak antyczne wino.
Ale nic z tego, bo wszystko ma swoje granice.

Jest taka czerwień pachnąca nagością doskonałą.
Ona korzenie swoje zapuszcza w głębinę ciała
i w stronę krzyża wiedzie korytarzami kosmosu.
Jest jak szkło rozlewane do form bezbarwnych.
To kokon kryjący w sobie niezliczone ziarna
znaczeń, to głód, którego nie można zaspokoić.


Preludium

To nie powinno było się zdarzyć.
W matematycznym wzorze istnienia
przypadek ustępuje konieczności.
Kruszy się tępy upór. Hodowany
latami trzeszczy. Twardo udaje,
że panuje nad zaistniałą sytuacją.
Teraz… słabość przybiera na sile
i język gestów obrasta w znaczenia
nieznane mi do tej pory. Uwiera. Boli.
Wykluwa się pragnienie, żeby móc
gładzić pióra twoich skrzydeł
złożonych w hangarach piersi.

To nie powinno było się zdarzyć.
Ślepy mechanizm instynktu
wodzi po dzikich przestrzeniach bycia.
Każde spotkanie wypala wyraźny
ślad w pamięci, która zwykle zawodzi.
A sny stają się złośliwe. Puste.
Nie pozwalają ci wejść, nie dają
przyjrzeć się rekwizytom rozrzuconym
po całej onirii. Za to gorączka wyobraźni
infekuje z zadziwiającą sprawnością
i żadna modlitwa nie rozpuści tego
kamienia, który krąży w krwiobiegu.