Piotr Florczyk – ur. 1978, w Krakowie. Od 1994 roku w Stanach Zjednoczonych, najpierw jako stypendysta sportowy, później jako student na wydziale historii Uniwersytetu Pacyfiku w Kalifornii, który ukończył w 2001 roku. Jego utwory zostały przyjęte do publikacji w TOPOSIE, PRACOWNI, PRO ARTE, POETICE, SZAFIE, którą współredaguje, oraz anglojęzycznym QUERCUS REVIEW. Obecnie mieszka wraz z żoną w okolicach San Diego, w Kalifornii, i szykuje się do dalszych studiów. Kilka wierszy ze zbioru: Przyrodnik w Nowym Jorku Dzień był zwyczajny, wtorek, może osierocona środa. Ważka jak rakieta bez celu wisiała w powietrzu. Atlantyk przypominał o sobie dźwiękiem chmur stukających się burtami. Płonęły betonowe łąki lata. Wiewiórki odpoczywały na parapecie trzydziestego piętra, kameleony bez lęku biegały wokoło, machając ogonami na wszystkie strony. Sokoły krążyły nisko nad kolumną samowolnie toczących się furmanek, rzeki, które forsowałem po kładce zbitej twardymi sylabami – szumiały rybami srebrnymi jak łzy. Kolosalne cienie sosen zdrapujących z nieba farbę przytulały mnie wiatrem, miękkim jak mech. Jelenie w bezcennych koronach pozowały do zdjęć myśliwym bez broni, a klaksonowy śpiew ptaków w szachowych kołnierzykach opóźniał noc. Nie byłem samotny, choć nie rozmawiałem z ludźmi; w jaskiniach rozpalałem ogień większy niż ja. W smutnym oku okna W smutnym oku okna, przy firance falującej w tańcu jak chorągwie kawalerii, na taborecie ze skróconymi nogami dzwoni telefon, podskakuje łyżwa słuchawki. Niezgrabne sylaby, klejone przez reumatyczne struny krtani, spacerują po drucie z wdziękiem cyrkowca, który z każdym krokiem reguluje ciśnienie wpatrzonej widowni. Ale nie ma olśnienia, jest za to noc, karmiąca z ręki gołębie w parku po drugiej stronie ulicy, doświadczona jak zakładka książkowa w istnieniu pomiędzy teraz a później, wydechem i wdechem, końcem światła a nadzieją blasku. |
2003-04-18