Mateusz Wabik – Spisek

Mateusz Wabik – Ur. 1975, mieszka w Krakowie. Absolwent filologii polskiej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Opublikował dwa tomiki wierszy: „Próba głosu” (1999), „Przestrzeń lokalna” (2003). Publikował m.in. w „Kresach”, „Lampie”, „Pracowni”, „FA-arcie”, „ARTylerii”, „Ricie Baum”, „Studium”, „Wir” (Niemcy), „Torso” (Niemcy), „Akcencie”. Laureat konkursów im. Stanisława Grochowiaka, pisma „Pro Arte” na poezję roczników 70-tych. Stypendysta Urzędu Miasta Krakowa w dziedzinie literatury (2003). W pierwszej połowie lat 90-tych wokalista i współautor tekstów grup death metalowych Samhain i Death Sea.

W czerwcu 2009 r. wydał w Wydawnictwie Mamiko z Nowej Rudy – w Sudetach Środkowych, trzecią książkę “Spisek”.



Szewska

Miłosz doczekał dziewięćdziesiątki. Tu w Krakowie
mógłby stanąć i zamienić się w pomnik, ale na razie
na Szewskiej zaimprowizowano targi jego książki.
Jest scena. Dwa puste mikrofony. Jordan na półce
z papieżem. Są baloniki. Jest TYGODNIK
POWSZECHNY. Tylko brakuje noblisty. Stoję pod
Kulturalnym i czekam na A. i S. i dobrze, że
coś przykuwa uwagę bo przyszedłem za wcześnie.

(nad ulicą obłoki jak na zamówienie)



Berliński kac

W Berlinie Kornhauser dogryza bruLionowi. Wyraz
jego twarzy przypomina minę kota. Zjadł ser, myszy,
a teraz odpowiada na pytania niemieckiej publiczności.
Podobno lata 90-te w Polsce były już w 50-tych. Nawet
Niemcy nie chcą w to wierzyć. Po lewej stronie wygodne
milczenie pozwala nam myśleć nad treścią polemik. Lecz
po wyjściu ktoś z nieba pościągał pioruny. Maciek
zanosi do samochodu niemieckie książki. Są rozdawane autografy.
Twarze ulegają przyjaznym skinięciom ręką jakby niemieckie
poetki w końcu powiedziały jesteśmy wasze. Atmosfera
zjednoczenia? Eee tam. Kto idzie na piwo.



***

Kolejny mijany archipelag bez wizji.
Ze snem o międzylądowaniu na Antarktydzie.
Jej jedyna mieszkanka już zbudowała igloo i oswoiła

pingwiny. Lód płonie pod jej stopami
gdy przechodzi z lekkością piosenki przez pióropusze
płonącej wody tak jakby szła po północy z osuszonego

radia mała emisja. Taka retransmisja spod szronu,
gdzieś na śmigle czyjeś niedopowiedzenie i czarci
uśmiech przyjaciół. Z wizją czy bez z rozklekotanej

jesieni w osuszane przez oddech lato.



Niewierny

Pod koniec września nie dostałem się na studia
doktoranckie. Przez całą noc przesuwał się
film na zwolnionych obrotach. Kiepska kopia
pamięci pokazywała dzień egzaminu – klatkę
po klatce, zbliżenia na doktorów i profesorów
patrzących na mnie jak na pacjenta ze złośliwym
nowotworem poezji. Dzień po ogłoszeniu wyników
poszedłem na ulicę Gołębią i pytałem „dlaczego?”.
Sekretarz komisji mówił o wielu nie przyjętych, częstując
mnie mową – trawą o łataniu dziury w budżecie. Nocą
przechodząc obok uniwersytetu przekonałem się
gdy podszedłem bliżej i dotknąłem budynku:

uniwersytet był cały z kamienia.




Nikt nie wyjdzie stąd żywy (na podstawie wiersza Czesława Miłosza)
                                               pamięci Jima Morrisona

W dniu premiery autobusy rozwożą
ludzi do pracy, muchy nie mogą
znaleźć wyjścia z zamkniętych pomieszczeń,
wesołe delfiny i młode wróble na okładkach
czasopism dla dzieci przypominają o sobie
narysowanym uśmiechem.

W czasie premiery kobiety ziewają, młodzi
mężczyźni sprawdzają zawartość portfeli,
a potem mijają na ulicy pijaka, który
stracił zęby w bójce o 10 groszy, dla nich
nie kończy się ta noc.

A ci co czekali braw i aplauzów
są zawiedzeni.
A którzy chcieli dobrych recenzji
i szybkich samochodów nie mogą uwierzyć
w swoją przegraną przeszłość.

Dopóki kominy będą wysyłać dym w rozdziawiony pysk nieba
Dopóki telewizja będzie emitować seriale o zadowolonych z siebie żukach gnojakach
Dopóki dzieci będą wychodzić na ludzi

Przedstawienie musi trwać

Przedstawienie musi trwać

Przedstawienie musi trwać

                                              08.12.1999