Mateusz Kiełbas – Chirurgiczne precjoza

Znory

To miasto to czysta poezja
Dosłownie żadnego wyrazu
Potworek, co jeszcze mnie nie zjadł
I tylko obgryza swój pazur

A jednak ma w ślepiach coś, przy czym
Mam pewność, że gdzieś tam dzień po dniu
Trwa życie, trupienie zdobyczy
I walka o własne terrorium



Bad trip

Nie chciałem ci mówić, ktoś jednak powinien
Że szarą stąd jesteś, więc powiedz, aktorko
Jak widzisz swą przyszłość w tej pięknej krainie
Gdzie w drodze po suchar utyka się w korkach

Wiesz, życie na zewnątrz to nie jest videał
Jeżeli nie wierzysz, zaczekaj do rana
Bo teraz jest znośnie – działanie na zerach
To gapić się w ekran i liczyć baranów



Syfstem zwabija

Zmęczony ludziku, zmruż czasem tak oczki
Byś zdołał przeczytać, gdy pisze coś maczkiem
Nim cudne reklamstwa na wszelkie bolączki
Do reszty słabiutką rozgłupią ci czaszkę

Patrz, wszędzie sprzedają niebiańskie inferno
Co kupisz tym razem – promocję czy hicior?
Czym innym tej ziemi być częścią znamienną
Czym innym machinie powierzać tryb życia

Pracujesz jak robot i myśląc niewiele
Mydlane bajeczki wyławiasz z kanałów
A cała ta płapka, byś kiedyś w fotelu
Bujanym truł dzieciom jak nigdyś bywało