Katarzyna Łatka – W zakamarkach twoich dłoni

Myślałam, że wystarczy nauczyć się alfabetu.

Potem wpadłam w jego środek.

A teraz niesie mnie przez siebie w nieskończoność słów.







Zakład

Założyłam się z księżycem,
że ten czarny las w oddali,
dotknę palcem prawej ręki,
w chwilę później się zapali.
Patrzył na mnie, na wariatkę,
z gębą roześmianą wielce.
– Znów mi przyszło iść w zakłady
i zakładać się z szaleńcem!
Księżyc pewny swej wygranej
wyczekiwał mojej klęski.
Wtem zobaczył na mej twarzy,
uśmiech jasny i zwycięski.
Bo nad lasem, bladą łuną,
rozpoczęło się ognisko.
Słońce wschodząc majestatem,
rozpalało sobą wszystko!
Przebierały się pożary,
księżyc uciekł przerażony,
a ja idę w stronę lasu
w wiatr gorący i czerwony…




A ja znikam

Stałam się wodą i popłynęłam.
Stałam się słowem z ust wyszeptanym.
Stałam się wiatrem, wszystko rozwiałam
i piaskiem jestem gdzieś rozsypanym.

Przeszłam, przebrzmiałam, cała się zmyłam
i spadłam z drzewa liściem jesiennym.
Jestem gdzieś w chmurach, przez mgłę przenikam,
jestem pogłoską, duchem bezsennym.

I tak jak chciałeś, w ogóle mnie nie ma.
Może jedynie na bruku cieniem,
co wolno znika, milcząc uparcie,
odprowadzony Twoim spojrzeniem.




Cztery pory roku

Jesiennym porankiem,
liści szelestem,
słyszysz ?Już jestem!

I chłodem zimowym,
śniegiem co prószy,
czujesz? Lód kruszę!

Kolorami wiosny,
tęczą na niebie,
widzisz? Dla ciebie!

I lata gorącem
i gdy jest ciemno-
bądź tylko ze mną!