Jacek Mączka – tupot, świst, chrzęst

Jacek Mączka (1965), poeta, dr literaturoznawstwa. Autor tomików poezji (najnowsze – “Zwarzone mrozem czyżnie”, Mamiko, Nowa Ruda 2011, “Bliższe okolice”, Mamiko, Nowa Ruda 2010, “Pomyśleć prześwit”, Miniatura, Kraków 2009 oraz “Kroisz coraz cieńsze”, Miniatura, Kraków 2009). Napisał obszerną monografię – “Powidła dla Tejrezjasza. O poezji Janusza Szubera”, Księgarnia Akademicka, Kraków 2008. Publikował, między innymi, w Gazecie Wyborczej, Tygodniku Powszechnym, Rzeczypospolitej, Studium, Więzi. Laureat Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Jacka Bierezina i Tyskiej Zimy Poetyckiej. Jego wiersze przełożono na język angielski. Mieszka w Sanoku.




Tupot, świst, chrzęst – trzy onomatopeje przywodzące na myśl, być może, Naborowskiego błysk, głos, punkt, z całą, natury „wanitatywnej”, tej frazy proweniencją, czy też Szumy, zlepy, ciągi mistrza Mirona – metafizyka codzienności. Na okładce – fotografia kundelka, którą zrobiłem w Nowicy, gdzie dom rodzinny Antonycza. Zatem, mój drogi czytelniku, także rzecz o „mojości” i „przydrożności”, czy też – przygodności istnienia.
/Od autora/





Niosą mnie



Krople deszczu
z rynny do beczki
pod oknem.

W noworocznym
tarocie wyszedł
diabeł. Adam

przyszedł, kiedy naprawiałem
bramę i mówił,
że w telewizji mówili,

że w grudniu był wysyp
prawdziwków, a ja, że to koniec
świata. Wyszła też wieża,

co oznacza, że coś się rozpadnie.
Na razie wichura urwała
skrzydło bramy, przewróciła

sławojkę ( tę od generała Sławoj-Składkowskiego,
choć w kolorze nie tym).
Zalałem sąsiada i na skrzyżowaniu

wpadłem w poślizg.
Niosą mnie, jak sądzę, niosą
żywioły powietrza i wody.







Surfing



Znać wszystkie fale. Szorstkie jęzory
ocierają się o plaże, których nigdy
nie zobaczę. 98-letni stoik

Zenon powiesił się zirytowany
zwichniętym palcem. Mój
owczarek niemiecki lubi

„Puffi” – mięsne kawałki
z wołowiną w sosie. A Wiedemann
ma kota. Nie, mój drogi czytelniku,

nie pójdę we flow. Za oknem mgła.
Grudzień tego roku jest suchy.
Przykładam ucho do grudy –

słyszę ciemny zaśpiew strumieni
ściśniętych stropem ziemi –
pochwalają bezużyteczność uśmiechu.








Drobne naprawy


Młotek, śrubokręt i kilka gwoździ.
Drobne naprawy. Może naprawdę
są niezbędne. Tak jakby było coś

do poprawienia (passe-partout
krzywo wiszące na ścianie), podtrzymania
(zmurszały płot), podwiązania (zasłona,

nie o tym, bufiastym, kształcie).
Matka daje ci leczo do słoika
z nieszczelną zakrętką – wszystko

jest upaprane. I możesz słuchać
Joe Strummera & Mescaleros,
Mulatka uczy cię formy „czesania

grzywy konia”, bo tai chi dobrze
wpływa na przepływ rzek
świata tego. I zdrowie jest lepsze

niż choroba, więc uchroń nas
od Tarantino i Facebooka.
Sięgasz po kolejnego lucky strike’a

z papierośnicy martwego ojca. I dlatego
drobne naprawy są niezbędne.