Halszka Podgórska-Dutka – Miłość ze słońca

Halszka/Halina /Podgórska-Dutka urodziła się tuż po wojnie w Tarnowie. Posiada wykształcenie artystyczne i uniwersyteckie. W młodości poruszała się w kręgu wybitnych artystów wielu dyscyplin sztuki i ich dzieł. Od lat siedemdziesiątych wdraża się we własną twórczość, aby w osiemdziesiątych już aktywnie pisać i przygotowywać do publikacji, jak też i równolegle malować, wystawiać i uprawiać małą ceramikę. Wydała sześć tomików wierszy:
„ Muszla z Agrygentu”, „ Trubadurzy kosmosu”, Małe przymierze z absolutem”, „Gwiezdne pomosty”, „Żabia rewolucja”, „Zew niewiarygodnego”, zbiór myśli „Preludia buddyjskie” dwa zeszyty opowiadań „Metafizyczny czworonóg” i „Tropiciel niezmierzoności”, dzienniki „Chwytanie czasu” i publikacje z zakresu muzyki. Stawia sobie wyzwania dotrzymania pulsu rzeczywistości zarówno w świadectwie zobaczonego, jak i językowej zdolności wydobycia
elementów paralelnych kreacji, a w swym pisarstwie poszukuje materii subtelnej pośredniczącej, zdolnej wytrzymać rzeczywistość, zrozumieć zbudowaniem, poprzez czerpanie z całozasobu cywilizacyjnej drogi, nieograniczonego ludzkiego braterstwa. Mieszkając i pracując w Krakowie czynnie bierze udział w życiu artystycznym miasta.


„ Miłość ze słońca”
W pewnym mieście zasiała się rodem ze słońca osobliwa miłość. Zrazu niezauważona przez na ogół zajętych sobą mieszkańców, powoli wiła swe gniazdo z gałązek słonecznego drzewa, wznosiła kolejne wystawne komnaty i salony sztuki , werandki do wygłaszania poezji i wysokie altanki do obserwowania gwiazd w nocy. Wprost nie można było się nadziwić, ile było w niej kształtów nieprzebranych i znaków ponadzmysłowej godności.
Aż pewnego razu, wyczołgała się skądś poczwara, a i nawet wzbiła w powietrze, jak ta z „Ody do wolności” , połykając całe zaczarowane miasto miłości, obłąkując mieszkańców i odwracając ich uwagę od siebie, swych szczytnych spraw i zadań. Gdy zniknęły wzgórza miłości, zniknął też i zwykły,
ludzki czas, zwykle bystro podążający.
Ludzie, kręcąc się w kółko, radowali się fałszywym zewem postępu i pomyślnego dalszego ciągu.. A z brzucha smoka dobywały się głosy: „ Smoku, smoku, niepotrzebnieś nas połknął. Teraz sam się już też nie odnajdziesz. Nasza miłość nie jest dzisiejsza jedynie i jej tajemne, niezwykłe zadania mogą sięgać całej cywilizacji”. „ Co wy tam mruczycie?” -zawył smok. „ Jest tylko to co teraz, czyli ma was nie być!”. „Smoku, smoku-to całkiem odwrotnie. Twoje istnienie zależy od naszej miłości, jej życia, pracy, mądrości i jej bezmiernej ilości lat liczącego rodowodu. Już to że nas połknąłeś, świadczy, że znaleźliśmy się już w bardzo odległej epoce, patrząc w tył, a wcześniej musiała już tam zdążać cała teraźniejszość. Bo tylko my się na tym znamy”- przekonywali. „Lepiej byś nas już wypluł i został sfinksem. Jakże byłbyś wielki, gdybyś nastawił się na nowy sposób przedzierania się w czasie-z nieograniczonego programu”. „Dlaczego ja?” -żachnął się. „Czyż nie mam tylko straszyć i zabijać? Jako ten którym jestem, sam sobie nie poradzę”. „Coś wymyślimy, coś się zmieni”- ucieszyli się.
Zaczarowana kula światła wydobyła ich na zewnątrz w sposób dla smoka niezauważalny. Ale i nie cierpiał już przez swą poczwarność. Wesoło
uderzał swoją kitką czując obecność czujnego wszystkim archanioła. W dodatku miał jeszcze czarującą lwią grzywę.
Niech przeprawia się życiem kto może, a zagadka nowej wieści
rozstrzygania o świecie zawsze się znajdzie.