Boleń – opowiadanie ze zbioru “Czytajcie, co jest wam pisane” Jakuba Tabaczka

Tomaszowi

Boleń był, kurwa, najlepszy. Najlepszy. Bez wahania. Zdecydowanie. To był najszybszy lewy prosty, jaki w życiu widziałem. Jezu, zdecydowanie najszybszy lewy prosty. Pamiętam, jak Piotrek Cegła pierwszy raz przyprowadził go do mnie. Piotrek Cegła wcale nie nazywał się Cegła, tylko wołali tak na niego, bo robił na budowie, miał osiemnaście lat i też się nieźle bił, trenował dwa lata, był w półśredniej i nieźle umiał pierdolnąć. Podszedł kiedyś i powiedział, że jest u nich w robocie jeden chłopak, co potrafi łom rękami wygiąć i on też by chciał, więc ja mu na to, to go przyprowadź, zobaczymy co za jeden. Więc na następny trening Cegła go przyprowadził, patrzę, a to chuchro takie, chudzielec, metr siedemdziesiąt w kapeluszu, zdecydowanie chuchro, tak pomyślałem, bez wahania. Pytam chudzielca, jak się nazywasz, a on nic nie mówi, tylko spuszcza głowę, a Cegła na to, że on nie mówi. Jak to nie mówi, pytam, a Cegła, że wcale, że niemowa. Popatrzyłem na Cegłę uważnie, czy przypadkiem znowu sobie w palnik nie dał, bo chłopak młody, ale obracał się w zdecydowanie złym towarzystwie, więc czasem lubił sobie chlapnąć, a ja tego strasznie nie tolerowałem i zdecydowanie tępiłem. Ale Cegła stoi prosto, oczy ma normalne, nie podkrążone, ten młody obok niego ze spuszczoną głową, ze zwieszonymi rękami, a na tych rękach takie grube żyły, więc myślę, że może rzeczywiście jest silny, zobaczymy co z tego będzie i mówię, żeby się przebrali. Boleń, co się jeszcze wtedy tak nie nazywał, ale już niedługo miał zacząć, nałożył trampki i jakieś rozdarte dżinsowe krótkie spodenki, nie nosił skarpetek, na salę przyszedł bez koszulki. Gdzie masz, kurwa, koszulkę, pytam, a on znowu spuszcza głowę, a ja na to, eh, przecież ty nie… Powiedziałem chłopakom, żeby zaczęli rozgrzewkę i zrobili normalne ćwiczenia, a chudzielca 52 wziąłem sobie na bok. Patrzę dokładnie na jego twarz, a on nawet jeszcze zarostu nie ma, zdecydowanie czternaście, może piętnaście lat, tak, piętnaście, bez wahania, a już na budowie robi, później Cegłę wypytałem, to powiedział, że chudzielec skończył tylko podstawówkę, rodziców ma ze wsi i musi zarabiać, bo biedni, a do miasta przyjechał, bo wujek pracę mu załatwił. Stoję tak, patrzę na niego i ni z tego, ni z owego wyprowadzam mu krótki prosty na szczękę, zdecydowanie szybko, ale nie mocno, tak, żeby jak trafię, to za dużej krzywdy nie zrobić. A on odskakuje, podnosi głowę i patrzy na mnie, ale nie, żeby był zły, czy coś, tylko tak strasznie czujnie, cały napięty, jak jakieś zwierzę, które wyczuwa drapieżnika. Szybki jesteś, pomyślałem, zdecydowanie szybki. Kazałem mu podnieść pięści i zrobić gardę, więc zrobił, miał małe dłonie, ale strasznie żylaste, już to chyba mówiłem. Zadałem parę kontrolnych uderzeń, wszystko ominął, balansem, unikiem, chociaż widać, że nigdy boksu się nie uczył, gardę źle trzymał, nie miał stabilnej pozycji, pewnie tłukł się dotychczas na boiskach i osiedlach, może na budowie, ale to nieważne, powiedziałem mu, że całkiem, całkiem. Potem kazałem mu uderzać w worek, zaczął w niego walić z całej siły, strasznie źle technicznie, ale parę w łapie miał potężną, walił tak chwilę, z pięć minut, a ja wcale nie mówię stop, więc on dalej i dalej, chłopcy skończyli rozgrzewkę, stanęli grzecznie w parach, jak ich tego uczyłem, bo u mnie zawsze porządek i dyscyplina, zdecydowanie, nie myślcie sobie, że to jakaś zabawa, to prawdziwy klub, bez wahania, tymczasem chudzielec walił w ten worek i pomyślałem, że zaraz mi go rozniesie. Mówię, że już, wystarczy, wystarczy, uśmiecham się, a on patrzy na mnie, pot się z niego leje, dyszy, ale coś mi mówi, że jakbym nie kazał mu przystopować, to by tak walił i do jutra rana. Wiecie, ja już sporo widziałem, boks mam we krwi, z boksem się urodziłem, mój stary bił się całkiem nieźle, nawet kiedyś mówili, że jakby go Papa Stamm trenował, to by może na olimpiadę pojechał, ale się, kurwa, rozpił, w jego czasach łatwo nie było i zmarnował talent, a ja sam wychowałem kilku zdecydowanie dobrych 53 chłopaków, Misiek był nawet wicemistrzem Polski, w piórkowej, na boksie to się znam i potrafię szybko ocenić, więc już wtedy wiedziałem, że z chudzielca coś może być, tylko powinien przestać palić, bo to się da wyczuć, że ktoś pali, a jak palisz, to sportowcem nie zostaniesz, bo będziesz miał za słabą wydolność. Jak chudzielec szedł do domu, powiedziałem mu, że ma przyjść na następny trening, tylko żeby zostawił fajki w spokoju, ale wiem, że nie przestał palić, Cegły pytałem, mówił, że chłopak jara jak smok, a mimo to wyrobił sobie z czasem świetną kondycję. Był najlepszy, zdecydowanie. Jakbyście widzieli, jak szybko wszystko łapał, jakby do boksowania się urodził. Chudzielec. Rzeczywiście, był strasznie silny. Cegła mówił, że łom na budowie rękami naprostowywał. A jak chłopcy robili sobie zawody na rękę, położył wszystkich, nawet Igora, a Igor to nie byle chuchro, chłopak miał metr dziewięćdziesiąt i ważył ponad sto, taki siłacz, a przegrał, strasznie się później wkurwiał, przez tydzień tak tłukł worek, jakby go nienawidził najbardziej na świecie, jakby mu worek rodzinę zamordował. Po tygodniu Igorowi trochę przeszło, nawet bardziej zaczął się przykładać do treningu, robił szybkie postępy, mimo że trenował już cztery lata, nie tak szybkie jak Boleń, bo wiadomo, jak dopiero zaczynasz, to postępy są najszybsze, do tego jeśli jesteś zdolny, to tym bardziej, później już nie widać takich skoków umiejętności. Bez wahania. Zdecydowanie. A, żebym nie zapomniał, dlaczego Boleń. Tak sobie kiedyś na chudzielca patrzę, jak młóci w gruszkę i zaczynam myśleć, że przypomina mi jakieś zwierzę, tylko jeszcze nie wiem jakie. Lubię łowić ryby, więc się zastanawiam, że może jakąś rybę, na pewno drapieżnika, ale nie szczupaka, bo ten to jest raczej wielki jak Igor, na pewno nie sandacza, bo sandacz jest za wolny, a na tego chudzielca jak patrzysz i mrugniesz okiem, to on w czasie twojego mrugnięcia może już być sto metrów dalej, więc sandacz na pewno nie, okoń mi jakoś do niego nie pasował, patrzyłem na chłopaka i to na pewno nie okoń, może dlatego, że tę rybę można spotkać wszędzie, w każdej wodzie, a chudzielec to rodzynek, ze świecą 54 szukać drugiego takiego, okoń nie, ale myślę sobie, może boleń, ten jest mięsisty, zbity, bardzo szybki, strasznie waleczny i trudno go podejść, boleń, zdecydowanie boleń. Po treningu poszedłem do szatni i przy chłopakach mówię chudzielcowi, ty jesteś Boleń, popatrzył na mnie, a młodzi mówią, Boleń, fajnie, fajnie, pasuje, więc się przyjęło, bez wahania. Jakiś czas potem, nie pamiętam dokładnie, może z tydzień, tak, zdecydowanie tydzień później, zrobiłem na treningu sparingi, od czasu do czasu, poza regularnymi ćwiczeniami oczywiście, chłopaki wchodzą na ring i boksują ze sobą, jak w normalnej walce, trzy razy po trzy minuty z jednominutowymi przerwami. Dobrałem pary, został mi tylko Boleń z Igorem, akurat nie przyszli wtedy chłopcy, którzy odpowiadali im wagą i umiejętnościami, więc mówię do nich, będziecie sparować razem, a sobie pomyślałem, że Igor, chociaż większy, Boleniowi krzywdy nie zrobi, bo chudzielec jest za szybki. Ale, kurwa, zapomniałem o tym, co było, jak się siłowali na rękę, jak Boleń Igora położył i jak się tamten potem wściekał, jakbym o tym pamiętał, to w życiu nie postawiłbym ich naprzeciwko siebie, mogłem się domyślić, że Igor coś wykombinuje, ale w sumie najlepiej przecież, żeby to sobie wyjaśnili w ringu, tyle że na czystych zasadach, skąd mogłem wiedzieć, że Igor wymyśli coś takiego. Jak to sobie przypominam, to jeszcze dzisiaj ręce mi się trzęsą z wściekłości, kurwa, myślałem, że Igorowi jaja wyrwę, rzuciłem się na niego, kutas jebany, ale to było w jego stylu, on był po prostu złym człowiekiem, zdecydowanie, bo można walczyć, można przeciwnika położyć na ringu, można mu buźkę porysować, ale to wszystko zgodnie z zasadami, to jest boks, a nie jakaś pierwsza lepsza uliczna bijatyka. Eh, nie mogę, nie mogę, zawsze przecież tłukę chłopakom do łbów, że to jest piękny sport, że to jest honorowy sport, że mamy pewne zasady, których nie można łamać, bo właśnie dzięki nim boks jest taki wspaniały, to one go tworzą, tak samo, jakbyśmy na ten przykład wzięli Dziki Zachód, jak kowboje stawali naprzeciwko, to też nie walili do siebie bezmyślnie, ile wlezie i jak wlezie, tylko wyznaczali sobie odległość i wtedy dopiero, 55 trach, kto pierwszy ten lepszy, albo przy wyzywaniu na pojedynki przed pierwszą wojną, ludzie wybierali najpierw rodzaj broni, odległość, sposób, w jaki będą walczyć, po męsku, kulturalnie, honorowo, z zasadami. Bez wahania. A nie jak ten Igor, weszli do ringu, stoją naprzeciwko siebie, ja jako sędzia, z boku, mówię im o zasadach, jak na jakiejś wielkiej gali, ale chciałem, żeby trochę obyli się z charakterem takich walk, to zdecydowanie potrzebne, więc elegancko, przed każdym sparingiem, jak profesjonalny sędzia, mówiłem, żeby walczyli czysto, że żadnych fauli, uderzeń poniżej pasa, czy w tył głowy, i tak dalej, i tak dalej, Boleń stoi z opuszczonymi rękami, głowa też spuszczona, słucha, a Igor gapi się na niego, gapi i nagle, ni z tego ni z owego, ile tylko ma pary w łapie, wali Bolenia w twarz, akurat w momencie, kiedy ten podnosi głowę, widzę tylko, jak rękawica Igora spada na szczękę chudzielca, bo Boleń nie miał szansy odskoczyć, w walce na pewno takiego ciosu by nie przyjął, ale jak się patrzył w ziemię, to przecież niczego nie widział, a nie mógł się spodziewać. Usłyszałem jakiś trzask, a potem Boleń jak długi runął na deski. Stałem chwilę jak zamurowany, to zdecydowanie przekraczało jakiekolwiek moje wyobrażenia, w życiu bym nie pomyślał, że można zrobić coś takiego, nagle się otrząsnąłem i rzuciłem w kierunku Igora, zacząłem go okładać, ile wlazło, po twarzy, po brzuchu, a ten stał, może sam nie mógł uwierzyć w to, co zrobił, stał i wszystkie te uderzenia przyjmował, jakby zasłużoną zapłatę za pracę, a ja bez opamiętania tłukłem tego kretyna, aż w pewnym momencie pomyślałem, że przecież Boleń leży, że trzeba zobaczyć, czy nic mu nie jest, więc odskoczyłem od Igora, patrzę, a naokoło chłopcy stoją jak słupy, podbiegam do chudzielca, a ten leży z zamkniętymi oczami, ręce rozłożone na boki, wyglądał jak krzyż, podnoszę mu powiekę, nic, żadnej reakcji, nieprzytomny, ale puls jest, spokojnie, zaraz się obudzisz, młody, nic ci nie będzie, i rzeczywiście, Boleń powoli zaczyna mrugać, wraca do niego życie, tak, wszystko w porządku, myślę i mówię do niego, albo nawet krzyczę, nic ci nie jest, wszystko dobrze, a on patrzy na mnie jeszcze mocno oszoło- 56 miony, nic przecież nie powie, bo to niemowa, podnosi tylko rękę i na szczękę pokazuje, i wtedy ja patrzę, a tu mu, kurwa, żuchwa z zawiasów wyskoczyła i jeszcze jakoś tak krzywo wygląda… Nie śmiejcie się, nie ma z czego, to wyglądało tragicznie, zdecydowanie, bez wahania, nie życzę wam, żebyście coś takiego kiedykolwiek zobaczyli, a już na pewno, żebyście sami to na własnej skórze poczuli. W szpitalu chirurg mi powiedział, to dokładnie pamiętam, że Boleń ma złamanie La Forta pierwszego typu, więc go pytam, co to do kurwy nędzy znaczy, bo nie jestem lekarzem i nic mi to nie mówi, to ten mi wyjaśnia, że chodzi o złamanie szczęki, ale to nie wszystko, bo jest jeszcze zwichnięcie i złamanie z przemieszczeniem żuchwy, łapię się za głowę, to brzmi przerażająco, myślę od razu, że przecież nie można czegoś takiego zrobić człowiekowi, jak się wali normalną rękawicą, może Igor włożył coś do środka, ale tego się nigdy nie dowiedziałem, oczywiście mówił, że nie, tyle, że ja w to nie wierzę. Zrobili Boleniowi operację, ponastawiali wszystko, wsadzili szyny, powiedzieli, że zdecydowanie przez cztery miesiące nie może boksować. Przyszedłem do niego na drugi dzień, cześć, Boleń, mówię, siadam koło niego, Jezu, wygląda makabrycznie, ale nic o tym nie wspominam, nie daję niczego po sobie poznać, uśmiecham się, mówię, jak tam, chłopie, już w porządku, a on patrzy na mnie, później podnosi z metalowego stolika kartkę i ołówek, pisze coś i mi podaje, patrzę na kartkę, co on tam nagryzmolił, bo nigdy takiego systemu nie stosował, żeby mi coś powiedzieć, właściwie dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę nigdy niczego mi nie powiedział, eh, no przecież, że nie dosłownie, nie powiedział, czyli nie przekazał, nie napisał. Patrzę na kartkę, a tam pisze, ze strasznym bykiem ortograficznym, chcem z nim walczyć. Przyglądam się chudzielcowi ze zdziwieniem, a on ma tak strasznie nieustępliwy wyraz oczu, tak zawzięty, że tylko kiwam głową i mówię, dobrze. Dlatego też nie wyrzuciłem Igora z klubu, normalnie zrobiłbym to bez wahania, ale stwierdziłem, że muszę dać Boleniowi szansę na rewanż, zdecydowanie, tylko żeby to się odbywało normalnie, zgodnie 57 z zasadami, nie chciałem, żeby kiedyś Boleń znalazł Igora i tłukł się z nim na ulicy, załatwicie to chłopcy w ringu, bez wahania. Przyszedłem tydzień później, spytałem siostry, czy ktoś młodego odwiedza, powiedziała, że ktoś z rodziny, chyba wujek, poza tym podobno było jeszcze kilku chłopców, mówili, że razem trenują, a jeden, taki z metr osiemdziesiąt, rudy, przychodził prawie codziennie, wiedziałem, że to Cegła, zapytałem jeszcze, czy mają tu wideo, ona na to, że jest świetlica i nie ma problemu, żeby coś obejrzeć. Wszedłem do sali, w której leżał Boleń, wyglądał znacznie lepiej, zdrowiej, tyle że szczeny miał bardzo spuchnięte, ale na mój widok nawet się uśmiechnął, strasznie się ucieszyłem, wiecie, głupio to mówić, ale jakoś polubiłem tego chłopaka, to nie tylko chodzi o to, że był świetny i robił zawrotne postępy, nie, zdecydowanie nie tylko, on mi przede wszystkim imponował uporem, zaciętością, ciężką pracą na treningach, ale i na budowie, bo mi Cegła opowiadał, jak Boleń przy robocie zasuwał, podobno majster zawsze musiał mu powtarzać, szanuj, chłopcze, pracę, jak już masz, to szanuj, od godziny ci płacą, więc się nie spiesz. Bez wahania, Boleń był naprawdę niezwykły i tak sobie czasem myślałem, że przecież syna nie mam, żona już mnie kilka lat temu zostawiła, piję, sam jestem, tylko on jest mi jakoś bliski, właśnie jak syn, choć tak naprawdę nic o nim nie wiem, tyle co od Cegły słyszałem i sam na treningach zobaczyłem. Przywitałem się z Boleniem i mówię mu, mam coś dla ciebie, popatrzył na mnie ze zdziwieniem, wtedy wyjąłem z kieszeni kurtki kasetę wideo, młodemu oczy się zaświeciły, uśmiechnął się, a ja mu na to, że to jest Wściekły Byk, z Robertem De Niro, takim wielkim aktorem, co dostał za tę rolę Oscara, ale to nieważne, ważne o czym ten film jest, a jest o bokserze, jednym z największych bokserów wszech czasów. Jest dla ciebie, mówię, Boleń wyciąga rękę, ściska moją dłoń, strasznie mi w ten sposób dziękuje, aż mi trochę głupio, patrzę na jego ucieszone oczy, całe się śmieją, jakby to była pierwsza miła rzecz, jaka go w życiu spotkała; byłem szczęśliwy, że dałem mu tę kasetę, zdecydowanie szczęśliwy, aż się wzruszyłem, poczu- 58 łem, że mi oczy wilgotnieją, ale nie mogłem dać niczego po sobie poznać, bo przecież mam być dla niego autorytetem i nauczycielem, a kto by szanował kogoś, kto płacze, więc wyrwałem swoją rękę z dłoni Bolenia, poklepałem go po ramieniu i powiedziałem, żeby się trzymał. A na korytarzu się, kurwa, poryczałem, jak baba. Ta jego zawziętość, twardość, a jeszcze dzisiaj ta ogromna radość, o której nie może w ogóle powiedzieć, tylko stara się ją jakoś pokazać, to mnie rozłożyło, jak cios Igora rozłożył Bolenia. Zdecydowanie tak. Bez wahania. Jakoś strasznie pusto zrobiło się na treningach, nawet jak byli wszyscy, to każdy czuł, że kogoś brakuje, kogoś zdecydowanie ważnego, za to o jednego jest za dużo, o Igora, nikt się do niego nie odzywał, a ten w ciszy trenował, to jedno muszę mu przyznać, że naprawdę przykładał się do tego, co robił, jeszcze bardziej niż po tym, jak Boleń położył go na rękę. Po tygodniu od ostatniego razu, kiedy się tak wzruszyłem, zdecydowanie za bardzo, poszedłem znowu do szpitala, przed salą spotkałem tę samą siostrę, z którą już rozmawiałem, powiedziała mi, że chłopak cały czas ogląda jakiś film, w kółko, w ogóle nie chce wychodzić ze świetlicy i może trzeba mu coś powiedzieć, może pana posłucha, zapytała, odpowiedziałam, że zobaczymy, co się da zrobić. Wchodzę, a Boleń na mój widok już się śmieje, podchodzę i ściskam mu rękę, on zaraz pokazuje palcem na metalową szafkę, na niej leży kaseta z Wściekłym Bykiem, patrzy znowu na mnie i coś jakby szepcze, przez zaciśnięte zęby, bo szczęki ma usztywnione i połączone razem jakimiś gumkami, które trzymają się szyn, więc nachylam się nad nim, słyszę jak oddycha, za chwilę trochę się krztusi, aż wreszcie rzeczywiście coś szepcze, strasznie niewyraźnie i nie mogę zrozumieć, o co mu chodzi. Mówię do niego, musisz powiedzieć to zdecydowanie głośniej i wyraźniej, Boleń. Chudzielec zbiera się w sobie, jak przed walką, wytęża i niemal krzyczy przez zaciśnięte szczęki, a ja już wiem co: Lamota, jednym ciągiem, Lamota. Kiwam głową, a on jeszcze kilka razy mówi Lamota i cieszy się, jakby udało mu się wejść na jakąś strasznie wysoką górę. Klepię go po ramieniu, mówię, dobrze Boleń, 59 dobrze i znowu czuję, że się rozrzewniam, bo to tak jakby wasze dziecko zaczęło mówić, przecież wspominałem, że myślałem o nim niemal jak o synu, a do tego LaMotta, nie mógłbym sobie, kurwa, wyobrazić niczego piękniejszego, niż sytuacja kiedy moje dziecko pierwsze, co w życiu mówi, to właśnie LaMotta. Bez wahania. Szybko się jednak opanowałem, powiedziałem, Boleń, nie możesz tak często oglądać tego filmu, musisz się słuchać siostry i lekarzy, oni wiedzą, co będzie dla ciebie najlepsze, bo przecież chcesz jak najszybciej być zdrowy, znowu tłuc w worek, więc zdecydowanie przyhamuj, tak mu powiedziałem i jeszcze pogroziłem palcem, po przyjacielsku, ale jednak żeby wiedział. Po dwóch kolejnych tygodniach wypuścili Bolenia do domu, przyjechał po niego wujek, bo u niego chłopak mieszkał. Kilka dni przedtem rozmawiałem z lekarzem, powiedział, że Boleń zdecydowanie powinien trochę odczekać z boksowaniem, jakieś dwa miesiące od zdjęcia szyn, a szyny miał mieć zdjęte dopiero za miesiąc, a właściwie to najlepiej jakby w ogóle już nie walczył, mówi ten chirurg, a ja na niego patrzę i nic nie mówię, bo co mam powiedzieć, pewnie ma facet rację, bez wahania zna się na tym, tyle że ja się znam trochę na Boleniu, więc tylko tak sobie staram się zapamiętać, że dwa miesiące po zdjęciu szyn. Powiedziałem wtedy chłopakowi, żeby za miesiąc przyszedł na salę, nie będzie jeszcze walczył, to potrwa ze dwa miesiące, zanim zacznie, ale przynajmniej wróci do ćwiczeń i wyrobi sobie kondycję, to bardzo ważne, pokiwał głową i przez zaciśnięte szczęki wycharczał, Lamota. Kiedy wreszcie przyszedł na salę, wszyscy zdecydowanie się ożywili, przywitali się z Boleniem i zaraz zabrali się za ćwiczenia, tak jak ich uczę, każdy na przyrządzie po trzydzieści sekund, na gwizdek zmiana, następny przyrząd, worek, skakanka, ciężarki, gruszka, walka z cieniem, tak to mniej więcej leci, potem znowu i znowu. Boleń wyrabiał sobie kondycję i trenował ciosy, przez dwa miesiące nie pozwalałem mu na ćwiczenia w parach, to by było zdecydowanie za szybko, musi chłopak całkiem wydobrzeć, myślałem. Już wam mówiłem, był strasznie szybki i bez wahania silny, ale tak 60 sobie pomyślałem, że chociaż Boleń od czasu, kiedy napisał to na kartce w szpitalu, nie wspominał o walce z Igorem, to jednak na pewno będą się bić, więc zacząłem kombinować, jakie poza szybkością i siłą będzie miał atuty. Patrzyłem na chłopaka przez kilka dni, kiedy ładował w worek różnymi kombinacjami, proste, sierpy, ciosy na korpus, i tak dalej i tak dalej, patrzyłem i oczywiste stało się dla mnie, że ten chłopak z całego tego wachlarza ciosów najlepsze ma zdecydowanie lewe proste. Bez wahania. Najszybsze lewe proste. I do tego bardzo silne. Więc chociaż nie powinienem tego robić, żeby dać im równe szanse, to jednak na każdym treningu jakoś to Boleniowi sugerowałem i kazałem mu częściej ćwiczyć taką akcję, trzymasz, chłopie, gardę, chodzisz wokoło przeciwnika, czytaj worka, i ni z tego, ni z owego robisz doskok, ładujesz szybki lewy prosty, i odskakujesz na bezpieczną odległość, bo wyobraź sobie, że ten twój przeciwnik, czytaj worek, jest bez wahania od ciebie cięższy, wyższy i ma większy zasięg, więc odskakujesz, żebyś nie dostał po szczenie, a potem znowu znienacka doskok i lewy. Minęły dwa miesiące i doszedł w tym Boleń do naprawdę niezłej wprawy, co ja gadam, był w tym najlepszy, jak już wreszcie stawał z chłopakami w parach i ćwiczyli te kombinacje, to jego przeciwnicy zaraz prosili o zmianę, tak byli poobijani, za to on w ogóle nie dawał się trafić, taki był, zuch, szybki. A i Igor, jak już mówiłem, robił duże postępy, od tego momentu jak haniebnie uderzył chudzielca przed walką, ćwiczył, szuja, dzielnie, chociaż w ciszy i samotności, bo nikt na przywitanie nie chciał dotknąć tej ręki, co tak podstępnie biednego Bolenia połamała. W końcu przyszedł czas sparingów, chłopcy niespokojnie przeskakiwali z nogi na nogę, trochę zdenerwowani, czekali, aż wejdą do ringu i pokażą, czego się od ostatnich walk nauczyli. Wchodzili kolejno parami, walczyli trzy razy trzy minuty i schodzili odpocząć, a ja, jak na prawdziwych galach, sędziowałem im profesjonalnie, ze wszystkim regułkami przed i w trakcie, z komendami i punktowaniem. Na końcu znowu zostali Boleń z Igorem, ustawiłem ich tak specjalnie, chudzielec nie musiał mnie o to dru- 61 gi raz prosić, Igor natomiast wcale się tym jakoś nie zdziwił, stał z zadartą głową i dumnie rozglądał się wokoło. Jak weszli do ringu, to myślałem, że rzeczywiście jestem na jakiejś zawodowej gali, bo już zanim zacząłem do przeciwników mówić, usłyszałem krzyki widowni, czyli pozostałych chłopaków, co się nigdy wcześniej nie zdarzało przy sparingach, jasne, że czasem coś sobie wzajemnie podpowiadali, na przykład: uważaj na jego haki, czy też: patrz, trzyma za nisko lewą rękę, możesz tam mu władować prawym sierpem, to tak, ale żeby skandowali czyjeś imię, to to nie miało jeszcze miejsca, zdecydowanie nie, oni tymczasem najpierw cicho, pojedynczo, a później razem, głośno: Boleń, Boleń. Musiałem ich uciszyć, żeby jednak szanse były równe, chociaż widziałem, że mało z emocji ze skóry nie powyskakują, bez wahania. Tym razem, kiedy mówiłem o zasadach, Boleń stał daleko od Igora i patrzył mu w oczy, tak jak i Igor jemu, a ja nerwowo, bo mi głos zaczął latać, dalej, że nie wolno poniżej pasa i w tył głowy i że czysta ma być walka, bez fauli, aż wreszcie skończyłem i wydaję komendę: boks! Zapomniałem nastawić stoper z nerwów i nikt chyba tego nie zauważył, bo przez całą walkę żaden z chłopaków nie zwrócił mi uwagi, a boksowali długo, z dwadzieścia, trzydzieści minut, my tymczasem byliśmy tym tak pochłonięci i zdziwieni, że o czasie i rundach w ogóle nie myśleliśmy. Bo wiecie, co się stało? No, nie zgadlibyście, ja sam też byłem niemało zaskoczony, zdecydowanie. Przed walką myślałem, że Boleń rozłoży Igora tym lewym prostym, który tak ćwiczył, to znaczy tym lewym to Igora napocznie, a skończy już z prawej, sierpem jakimś, czy zdecydowanym podbródkowym. On tymczasem nic, rozumiecie, zupełnie nic nie robi, stoi. Podchodzi do niego Igor, niepewnie na początku, bo nie wie, co chudzielec knuje, podchodzi i zadaje mu pierwszy cios, a Boleń tylko głowę uchyla i rękawica wielkoluda mija go o kilka centymetrów, następnego ciosu unika balansem, potem zgrabnie odskakuje, kiedy przeciwnik pakuje mu naprawdę mocny prawy prosty, taki niemalże nokautujący, na szczękę. Mija czas, a Igor nawet Bolenia nie dotknął, chłopak 62 jest tak szybki, że rękawica przeciwnika nawet nie musnęła jego rękawicy, nie przyjmuje żadnych ciosów na gardę, nie musi, w ogóle nie trzyma gardy, jest tak szybki, że strzały Igora mijają go za każdym razem. Tyle, że Boleń sam w ogóle nie zadaje ciosów, ani jednego, myślę sobie, co jest, co on robi, przecież w końcu Igor go dopadnie i zmiecie z ringu, bij, chłopie, mówię w myślach do chudzielca, ale on tylko tańczy jak jakaś, kurde, baletnica, raz przy linach, raz na środku. Czas leci, a my zdziwieni, cisza zupełna, słychać tylko ciężkie kroki Igora i lekkie podskoki Bolenia. Patrzę na nich, chudzielec dalej nic, tylko unika ciosów, Igor tymczasem już mocno zmęczony, pot się z niego leje, mimo że przecież tak mocno robił ostatnio kondycję, spięty cały i wściekły, bo nie może przeciwnika trafić, ale zapamiętale za nim chodzi, czasem podbiegnie, podskoczy, ale to na nic, bo w tym miejscu, gdzie przed momencikiem Boleń był, to już go w następnej mikrosekundzie nie ma, jakby był przezroczysty. Igor się męczy coraz bardziej, żyły wychodzą mu na czole, a po Boleniu w ogóle wysiłku nie widać, pewnie jakby dotknąć jego ręki, to by była zupełnie sucha i zimna, zdecydowanie. W końcu Igor staje, ciężko dyszy, ma chyba ochotę odpocząć, ale w tym momencie podskakuje do niego chudzielec i symuluje, że chce zadać cios, bez wahania, bardzo silny, Igor od razu zaczyna chodzić, robić uniki przed ciosami, których nie ma, bo Boleń tylko symuluje, jakby czekał na jeden cios, którym położy przeciwnika, ale nie, jemu wcale nie zależy na uderzaniu, on chce po prostu zamęczyć Igora, powalić go zmęczeniem, dlatego udaje, że będzie zadawać cios, żeby wielkoluda trzymać w ciągłej niepewności i ruchu, żeby się zmęczył. W końcu Igor znowu zaczyna wypuszczać proste i sierpowe, Boleń ponownie unika ich o centymetry, potem znowu Igor staje, a Boleń goni go po ringu, ja i chłopaki patrzymy na to jak zaczarowani, bez wahania, patrzymy, aż w końcu Igor przyklęka na jedno kolano, niby knockdown jest zawsze po ciosie, ale tym razem ciosów nie było, zastanawiam się co zrobić, w końcu staję przed Igorem i zaczynam liczyć, patrzę na niego, ma opuszczoną głowę, pot 63 się z niego leje, aż zrobiła się mała kałuża na ringu, zdecydowanie nie da już rady, myślę, wreszcie klęka na drugie kolano, cały czas ciężko dyszy, kładzie ręce na deskach, na nich głowę, mówię dziesięć, a on dalej nie może się podnieść. Boleń wygrał, chłopaki krzyczą i się cieszą. Podnoszę jego rękawicę do góry, zdecydowanie czegoś takiego jeszcze nie widziałem. Boleń idzie się przebrać, potem do domu, pozostali robią jeszcze małe rozciąganie, Igor natomiast odpoczywa w kącie. Pomyślałem sobie wtedy, że trzeba będzie Bolenia wystawić na zawody, poboksuje, nabierze doświadczenia i bez wahania będzie gwiazdą, może mistrza Polski zdobędzie, a potem olimpiada, zawodowstwo, pieniądze i sława i tytuły, wiecie, jak to w marzeniach… Przed następnym treningiem podszedł do mnie Cegła, dał mi kartkę, powiedział, że to od Bolenia. Rozkładam papier i czytam: Pojechałem z wójkiem do Niemczech. Znalasł tam prace. Ja będe pracował z nim. Dziękuje za fszystko, najbardziej za film. Boleń Lamota.

Zobacz także:

“Czytajcie, co jest Wam pisane” w wydanych

Recenzja “Czytajcie, co jest Wam pisane”