Agata Sobczyk – Na Kujawach tuż po zmierzchu

Agata Sobczyk urodziła się w 1966 roku w Toruniu. Wydała „Bubę w Belleville” (2007), „O miastach i innych miejscach” (2010), „Opowiadania o Pogodzie” (2012) oraz „Wypadek (2015).


7

Nieszawa to takie małe, idylliczne, zapomniane ni to miasteczko, ni to wieś, niby niedaleko Torunia, a zupełnie nie po drodze do niczego. Kiedyś była po drodze do Włocławka, więc Buba w dzieciństwie zahaczyła o nią przejazdem z rodzicami kilka razy przy okazji odwiedzin włocławskiej rodziny. Potem drogę poprowadzono inną trasą, a rodzina umarła, i tyle Nieszawy. Zapamiętała z niej ogromne ilości krzaków bzu, uliczki wysadzane koliście obciętymi drzewkami z wielkimi liśćmi, które kojarzyły jej się wtedy z obrazkiem z jakiejś książki, a także kozę, która chciała jej ukraść cukierek, w każdym razie tak jej się wydawało i wszyscy bardzo się śmiali.

I z tej właśnie Nieszawy pochodziła Nina. Tam się urodziła i spędziła dzieciństwo. Do Torunia przeniosła się z rodzicami dopiero w drugiej klasie liceum i wtedy się z Bubą poznały. A przedtem miała koleżanki w Nieszawie, z którymi była, przynajmniej w pewnym okresie, bardzo blisko, wiele o nich Bubie opowiadała i przecież może one na miłość boską coś wiedzą.

No więc na pewno były trzy siostry, córki piekarza, znacznie od Niny starsze. Były to trzy Parki-inicjatorki, które zasłużyły się wciągnięciem jej w różne ważne sprawy, jak palenie papierosów i kult Edwarda Stachury. Stachurę można było zobaczyć, kiedy przyjeżdżał odwiedzić matkę w pobliskim Łazieńcu. Był, naturalnie, obiektem żywego zainteresowania całego nieszawskiego liceum (mówiło się, że „Cała jaskrawość” jest o Nieszawie i że jej kulminacyjny moment rozgrywa się na wzgórzu w Przypuście), ale ujrzenie go w drodze do Łazieńca nie każdemu było dane. A jedna z sióstr miała właśnie to szczęście. I raz zapytała Ninę: wiesz, kto to Edward Stachura? Wtedy, opowiadała Nina Bubie, poczuła dreszcz, jaki towarzyszy wyższemu wtajemniczeniu, i okazało się, że bardzo słusznie, bo Edward Stachura był człowiekiem niezwykłym, człowiekiem wolnym, który żyje, jak chce, przemieniając wszystko w poezję, i przemieszcza się pomiędzy Grudziądzem a Acapulco, zahaczając po drodze o miejscowość o znaczącej nazwie Łazieniec, gdzie ma matkę. I właśnie pewnego letniego poranka jedna z koleżanek Niny (jakby Wiesia?) zobaczyła go na dworcu w Aleksandrowie, skąd udawał się do Łazieńca, swoim zwyczajem, na piechotę. Niejedną od tej pory odbyły w tamtą stronę wycieczkę licząc na powtórne objawienie, ale na marne, i musiały zadowolić się czytaniem jego książek. A także przepisywaniem ich: był jakiś wspólny zeszyt, w którym każda wpisała kaligraficznym pismem swoje ulubione opowiadanie z tomu „Falując na wietrze”, a Nina swoje ozdobiła ilustracjami.[…]